Kris canabis dawno zmienione na Pastor Bo Pan dał mi jasność jak brzask rana na własność Dzień by spróbować iść znów drzwi zatrzasnąć Dzień by budować i nie dać światłu zgasnąć Masz coś, jakiś zarzut podnieś z ziemi rzuć od razu Jak biblijny kamień, jesteś dziecinny jeśli sądzisz że zostawi na mnie znamię czemu ty masz problem ze mną ja nie mam problemów problemów Tobą Ty żyj sobie gdzieś tam szczęśliwie i zdrowo Albo postępuj złośliwie i umieraj hardkorowo Nowość, skok w dorosłość, dwadzieścia pięć lat Nie wiem jak do tego doszło, wiele boskich osłon czuwało przy mej duszy I pokazało osłom, że nie da się mnie skruszyć, A każdy gest by wkurzyć dał pulsy, by zmienić złego zycia kursy I nadal się rozwijać a nie samoistnie kurczyć Burczy, bo wciąż jestem głodny prawdy, szczęścia i dobra Choć siła uczy być chłodnym
Kocham swoich ludzi i żadnego się nie wyprę Nie ważne czym ręce brudzi i tak wznosze modlitwę x4
Kocham swoich ludzi i żadnego się nie wyprę Nie ważne czym ręce brudzi i tak wznosze modlitwę By nie trafił na brzytwę i było coraz lżej Mamy tutaj swoją bitwę i cały sens jest w niej Chcesz się śmiać to się śmiej, wolny kraj wolny wybór Mówie a i znów ktoś wybuchł, bo nie wytrzymał presji Dymał i ćpał, szukał agresji, zyja jak zwierzęta umieraja jak zwierzęta Koniec kwestii, bez amnesti dla odchyłów stylu homo O tolerancjo dla zboczeńców, wiesz nic mi nie wiadomo To mój grzech jak ósmy, pasażer nostromo Próbuje wyjąć ze mnie i zniszczyć każdy pomost Robiąc mnie potworem, wtedy chore żniwo zbiorę A chore otoczenie przyjmie mocnym to aplauzem Zrobie sobie pauze, gdy zatrze się granica między prawda a fałszem Ruszam na plansze, na dalsze podboje Bo walcze i wcale się nie boję w religii mam tarczę i zbroję
Kocham swoich ludzi … Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.