Nie panikuj, bądź organiczny Zrób sobie detoks, pohamuj schizy Nie panikuj, niech płyną liczby Zrób sobie przeciąg i wypij imbir Gdy męczą paroksyzmy, pamiętaj miej swój balkon Miej swoje małe wyspy, miej swoje El Dorado Świadomość wchłania zmysły, zmysły wchłaniają nagłość Nie bądź zbyt infantylny, nie daj się zjeść powagą
Za oknami dalej pada, ale jestem w Portofino Marihuana to szmata, ale mówi co nawinąć Dotyka mnie czasem kontra, ale nigdy słaby widok Rośnie obawa do światła i czuję się jak Albinos Goni mnie obcy zapach, budzę się codziennie w nowych światach Wychodzę pogonić, potem wracam Wszystko jest powoli, po co skakać?
Nie psuje faza mi się nawet jeśli to nie powoduje wybuchów agresji Noszę nową bluzę, ale stare grzechy, jestem ponoć głupcеm lecz mam na to leki Wcale niе jestem mądrzejszy, raz na miesiąc robię reset Zapchane karty pamięci, a w portfelu tysiące peset
Nie panikuj, bądź organiczny Zrób sobie detoks, pohamuj schizy Nie panikuj, niech płyną liczby Zrób sobie przeciąg i wypij imbir
Nie potrzebne mi VIP loże, potrzebny mi nowy dom Obcy ludzie piszą do mnie, nawet nie wiem czego chcą Moi ludzie piszą do mnie, ale dzisiaj nie wychodzę Wszystkie nieprzespane noce zmieniają się w klipy Björk Jestem rozproszony, byciem rozproszony Palę papierosy aż mam w gardle komin Tanie znajomości, tanie alkohole Prawie nic nie złości mnie, już prawie jestem w sobie Cały dzień czytam prozę i odrzucam parę ofert Ja i Kuba jak Sergio Leone Ennio Morricone Jak tam u was, co tam słychać, szczerze liczę, że jest dobrze Puszczam to i znikam, pozdrowienia z roku 3000Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.