(Majkel) Wsiadam, na przedzie jak zwykle dom starców ma mi to przeszkadzać? Przecież czas nie oszczędzi nas już W tych szarych twarzach widzę jak zmienił im się nastrój To stara sprawa, czuję że żyje w innym światku Trzydziestu świadków jak typ wyrywa babce torbę Wszyscy wpatrzeni w to, co za oknem, jakby w ogóle Nie było ich tam i to jest problem W dodatku patrzą na mnie jakby to był mój ziombel. Dlaczego znów podle, poczułem się jak Baudelaire - to spleen Moralny kac, którego nie wyleczy nawet klin To kiepski film pełen statystów Z niewyraźną główną rolą mrówki w mrowisku A dziś znów, patrzę na miasto przez brudne szyby To że jestem sobą, jest tu namiastką alternatywy Naciągam kaptur, w słuchawkach tłuste bity Wysiądę w parku, przejdę się już lepiej po ulicy
(Kesaj) Ten autobus ledwo jedzie, to podróż bez wrażeń Te twarze w nim, jakoś czuję, że je parzę Jestem taki sam ale dla nich jak błazen A, przesadzę takim stwierdzeniem Siedzenie, szyba - za nią świata przestrzenie My jedziemy ale sami dla siebie Sny niemych twarzy zdjęte milczeniem Pół ludzie, pół cienie jak w trąceni na więzienie Śledzi nas brzmienie, zwykłości masy Do szkoły, pracy, do nikąd dla trasy Polacy, wrogowie - kto nas tak wypaczył? Wygląd bliźniaczy, bo trudno o różnicę Gdy pchają nas w trendy, w tą samą metryce Łykając obłędy, wierząc w tajemnice A to oczywiste, proste, przecież widzę: Niema nadludzi, i pomylił się Nietzsche
(Majkel) Autobusy, jeździmy nimi Niema ucieczki od komunikacji miejskiej To my studenci, to my Polacy Ci brak pieniędzy, w drodze do pracy Co dzień te same trasy, i zerwane więzy Z pasażerami obok, jak kogoś pchniesz on ci odda Iwięc wszyscy popychamy się od okna do okna Kierowca szarpie na skrzyżowaniach Wchodzi w zakręty ostro, i nie żałuje hamowania Kto złapię uchwyt, może się czuć dziś jak król I stać prosto dumny, że swoich towarzyszy wkurwił Ci w niemej furii, zwracają się do niego zadem Byle nie gadać z kimś, komu coś wyszło tym razem To nie przypadek, tak życie jedzie po wertepach Chwytasz się i się puszczasz, czas przerwać ten letarg Jak mówi poeta: Jedziemy przez polską dzicz Przed nami nic, za nami nic i ktoś otwiera drzwi Nagle zryw, i tłok w autobusie zaraz minął Każdy się kitra, bo do środka wsiadł kanarinio
(Kesaj) Czy czeka nas zjazd do zajezdni lub pętla? Natrętna rzeczywistość odciska nam piętna Upchani w te autobusy i klitki na piętrach Zdławimy pokusy, przestaniemy pamiętać Że jest gdzieś: piękno, sprawiedliwość i pokój Lecieli byśmy tam, nawet w tym tłoku Ale powiedz jak Ikarusy wzbić do lotu? Chwila, nie jestem gotów by snuć te myśli To przegrana w wyścigu, więc pieprze wyścig -A korzyści - krzyczą dziś ci materialiści Mam umysł czysty, to jedna z najwyższych Autobus - wiezie mnie, lecz nie zniszczyTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.