Trzej królowie jadą z królewską paradą, Z dalekiej krainy do dzieciny.
Wiozą mirę z Saby, kadzidło z Araby, Złoto od Mogola, dań dla Króla.
Wara chłopy od tej szopy, Bierzcie wprzódy do swej trzody.
Bo królowie dary wiozą na ofiary, Niemowlęciu Bogu, już są w prog.
Gdy przyszli do Pana, padli na kolana, Złożyli korony na ukłony.
I oddali dary aż się Józef stary, Zadziwił bez miary z tej ofiary.
Józef powie: dość Królowie, Na tem złocie, przy ochocie.
Dziecina rączkami, skazuje oczkami, I mile przyjmuje, nie brakuje.
Potem trzej królowie, za Jezusa zdrowie, Ognia dać kazali, „Żyj!" wołali.
Zatrząsała się cała stajenka spróchniała, Od huku armaty, bez utraty.
Wół się lęka choć zdrów stęka, Józef w gmachu drży od strachu.
Mówi od hałasu, iż umrę bez czasu, Tak się armat boję, ledwo stoję.
A tak trzej królowie po Józefa mowie, Strzelać zakazali, przepraszali.
Potem zatrąbiono, w kotły uderzono, Brzmiały fajfrów głosy pod niebiosy.
Józef chwali tych co grali, Lepiej grajcie, niż strzelajcie.
Dziecię uściskali, matce ukłon dali, Józefa żegnając odjechali.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.