Od podstawówki ją znałem, razem w klasie ten sam rocznik, Z nią poznawałem to co robią dorośli, Zwyczajna panna, chociaż wtedy była już tak, Ponętna, zwłaszcza gdy zwilżała sobie usta, Inteligentna, nauka to nie był problem, Jej konik to sztuka, egzaminy poszły dobrze, Licea na oścież, w wielu mogła wybierać, Życie stoi otworem - przyszłość, kariera, W domu z matką, zagranicą tatko, hajs ciąć, Od zawsze tak miała, ale ojca nie zastąpi mama, Więc szukała miłości u chłopców, Przyjaciół, znajomych i spotkanych po prostu, Malowała dalej, choć pod wpływem częściej, Z matką stosunki nie najlepsze; Gęściej, Od obrazów w pokoju, a jak wychodziły, to już, Co raz lepszego pokroju, była wyżej niż Sojuz.
Jedna z imprez, na których ona chętnie bywała, Inteligenta, piękna i powszechnie lubiana, W końcu została sama, z gościem o rok starszym od niej, Tak modnie, byli ze sobą już dwa tygodnie, Robiła to dobrze, słowem ekspert, Raz za razem i raz jeszcze, to był Sylwester, Za miesiąc goręcej, wymioty, zawroty głowy, W łazience z testem, wyszedł różowy, "Co robić?" myśl, która dotarła do niej, "Tak strasznie się boję, to już koniec, 16 lat, a ja mam własne, mam swoje, Dziecko ma dziecko, przecież to chore", Olał to koleś, słyszałem, że ze strachu uciekł, Ona opuściła szkołę i wciąż rósł jej brzuszek, Czuła się jak rupieć, a kiedy powiedziała matce, Ze wstydu nie mogła się jej w oczy patrzeć, To straszne, w domu czuć się jak zbrodniarz, Ale coraz spokojniejsza budziła się co dnia, Z ojcem kontakt urwał się czas temu, Przysyłał na konta hajs w rozliczeniu, Pewnego wieczoru miała dość samotności, Tych spojrzeń dwuznaczności; Ile można, Zostawiła obraz, a resztę i manatki, Wzięła ze sobą do domu samotnej matki.
Zaczęło się życie, a skończyła zabawa, Kiedy na siebie i juniora trzeba było zarabiać, W różnych siebie rolach widziała dawniej, ale, Nigdy się nie spodziewała, że zarabiać będzie ciałem, Dojrzała, każdym calem kobieta marzeń, Swych snów kradzież chowała za makijażem, Że tak się wyrażę, dobrze jej to szło, Nie musiała stać na ulicy by wyjść na prostą, Obrazów poszło nawet parę; Do tych dwóch rzeczy, Miała talent, więc zajęła się malowaniem, Może nie za dużo z tego szmalu miała, ale, Przynajmniej starczało na jedzenie i mieszkanie, Wtedy go poznała, uzdolniony poeta, Tomik bliski wydania, pisał jeszcze w gazetach, Polubił go dzieciak, byli dla siebie muzami, Poczuli, jakby znaleźli coś czego tyle szukali, Przeszłość dla nich, znaczenie straciła całkiem, Zapatrzeni w siebie, jak w dzieła sztuki; Warte; Miliony, na przyszłość mieli wspólny pomysł, Ona w niego i on na nią zapatrzony, Wracali starą Astrą, pełni szczęścia, Prawią w czwartą rocznicę tamtego Sylwestra, Nagle fiesta, poślizg, drzewo i śnieg spadł,
Tydzień po tym ocknął się w jakimś szpitalu, Jego oczy zalane łzami po pierwszym pytaniu, Dwadzieścia jeden lat kończyła by teraz w maju, Jej już nie ma. Jej już nie ma.
Jego oczy zalane łzami po pierwszym pytaniu, Dwadzieścia jeden lat kończyła by teraz w maju, Jej już nie ma.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.