Słońce zgasło, jakże zwinne są i młode Zmierzchy czerwca, nim w północ głuchą się przesilą. Po wargach Twoich dłonią kształt czującą wiodę Jak po koralach morzu wydartych przed chwilą.
Spleć stopy, przymknij oczy i nazwij to cudem, Żeśmy razem dalecy od dziennego znoju. Jakże łatwo zwiać szczęście z takim oto trudem, Rozniecone w ciemnościach Twojego pokoju.
Łatwiej niż rozpleść złotą warkocza zawiłość. Niepojętą dla zmierzchów co zgadnąć nie mogą. Czemu te słowa, cisza i wieczór i miłość, Napełniają mi serce zabobonną trwogą?
Spleć stopy, przymknij oczy i nazwij to cudem, Żeśmy razem dalecy od dziennego znoju. Jakże łatwo zwiać szczęście z takim oto trudem, Rozniecone w ciemnościach Twojego pokoju.
Czemu Ciebie poległą snem na mej rozpaczy? Jeszcze tak jakby w szczęścia przepychu dostatnim Każdy mój pocałunek miał być już ostatnim. Słońce zgasło, błagam nie całuj inaczej, nie...Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.