Na Górnickiego koło Dantyszka w nowiutkim domu z remontu żył sobie jeden Ignacy Pliszka z żoną i dzieckiem od frontu.
A ona była wierności wzorem i gotowała tez świetnie, a on był w biurze kalkulatorem, a dziecię było nieletnie.
I żyć by mogli szczęśliwi tacy jak polne chabry lub łanie. lecz ten Ignacy jak wyszedł z pracy, co dzień miał jakieś zebranie.
Ona z obiadem czeka wieczorem, łzy kąpią w danie jej mięsne. "Co z moim ojcem kalkulatorem?" skarży się dziecię nieszczęsne.
Wystygła zupa, zasnęło dziecię, zbladła twarz żony okrągła. Powrócił ojciec rano o trzeciej, bo się dyskusja przeciągła.
Wiec ona jego błaga w tej męce. "Mężu mój ślubny Ignacy, nie chodź już na te zebrania więcej, wracaj do domu po pracy".
On na kolana przed nią się rzucił, pierś męską wstrząsa mu łkanie, ale jak poszedł, znowu nie wrócił, bo znów miał jakieś zebranie.
Aż dnia jednego nagle w tym biurze drzwi otwierają się ciężkie, a w progu staje dziecię nieduże ze łzami w oku, płci męskiej.
Stoi i stoi biedny malcziszka, na wszystkie patrzy się strony, "Ach, który z was jest Ignacy Pliszka, który mój ojciec rodzony?
Parę lat żyje ja na tym świecie i smutek serce mi toczy, bom jeszcze dotąd nieszczęsne dziecię ojca nie widział na oczy".
Ach jaki płacz się zrobił w biurze, kobiety mdlały na sali, a ojciec z synem jak te dwie róże nic tylko się całowali.
"Tyżeś to, tyżeś ojcze mój drogi, który na świat mnie wydałeś?" "Tyżeś to, tyżeś synku niebogi, co jak wracałem to spałeś?"
Ale się zaraz musieli rozstać i rzekł ten ojciec: "Kochanie, wracaj do domu, ja muszę zostać, bo mam dziś ważne zebranie".Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.