Jej rejon to był Plac Pigalle Pachniała tęczą tanich win I grzechem co się w duszę wrył Twarz miała bladą, pełną żalu Ale błękitne oczy jej Jak dwie latarnie skrzyły się Niebieskim światłem kładąc cień Na Plac Pigalle przecudnym szalem.
Jesteś jak sen - powiedział jej. W dzielnicy tej tak mówić strach Dziewczynom tym, co w witryn blask Chowają twarz, chowają serce. Chciała mu wyznać każdy grzech Ale on spojrzał w oczy jej I pocałunków sypiąc deszcz Rzekł - jedno wiem, jesteś mym szczęściem.
Lecz jak odgonić zmory nocy, Przeszłości bieg odwrócić zły Gdy od Barbes aż po Clichy Ścigały ją szydercze oczy. Idąc Pigalle nie dwa, nie raz Czuła, jak żar w jej sercu gasł. Więc zabrał ja na Montparnasse By wspomnień rak duszy nie toczył.
Jak w raju tam być miało jej Ale on nagle zmienił ton. Zdziwionym wzrokiem zmierzył ją I rzekł - myślałem, żeś piękniejsza. Ale gdy promień słońca padł Na szminkę, co pokrywa twarz Blask oczu nagle zbladł i zgasł Więc wracaj tam, gdzie księżyc mieszka.
Wróciła więc na Plac Pigalle. Znalazła grzechów swoich w bród Ciemne zaułki, nocy chłód Kieliszków brzęk i dziewczyn szpaler. I tylko czasem źle jej jest Gdy słyszy zakochanych śmiech. Z błękitnych oczu kilka łez Spływa po jej policzkach z żalemTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.