Od szeptu do krzyku, od zmierzchu do świtu Zmęczeni z zachwytu liczymy na tytuł Nie byłych wspólników bez gestów, okrzyków Zmysłów, instynktów, wymysłów, wyników Pół na pół, anatema zmusza i każdy obiera azymut Nie biegniemy w blasku szukając poklasku Na darmo. Bez wrzasków nad sobą to przymus? Bez straconych minut, każdy, kto wierzy Liczy dekady, zamieniam sugestię na ciemność bez wiedzy I z wieży to widzę - już nie damy rady! Noce za darmo, bliscy bardzo daleko Wierzę w lojalność, i nie tylko czekam na moment Kiedy mentalność wykrzywia nam podbite ego Mam instynkty, i brudzi wstydem, że cały płonę To kolejny odcinek, na którym znowu wariuję Potem testuję to biernie, jak głupie życie na chwili Momenty, zaklęcia, wena, finezja To wszystko straciłem wraz z nimi Nikt nie zasłużył, czy to imię Róży? Witaj w mej nowej podróży za krzykiem Możesz mi wróżyć ze źrenic bo umiem je zmienić Odbijam w nich mrok ciągi liter Nie uronię ani jednej łzy Kiedy zabraknie mi tchu Nie trwonię ironii dla psów Gdy demony nocy mnie kładą do snu Z daleka od szampańskich snów Kwitnącego bzu, nie czekam na łaskę, bo znów Opaska na oczach zmyliła nam trasę Gdy własne sumienie nie daje nam tchu Tak bardzo nie tu!
[Kartky] Tak bardzo nie tu, jak pasujemy do czegoś, don't wait Czuć magię w powietrzu To kolejny wieczór bez przeszkód; Karl Johans Gate Budzimy się rzadko ze snów, buduję je w myślach jak Lego Lubimy gdy burzą Nie zmyślam dlatego jesteśmy tak bardzo nie tu Miasto pęka na pół, i tylko słyszę, że szydzę Nie mogę zapominać sekund, i płacić za oddech I każdy kadr który widzę, chodź ze mną daleko stąd A rap niech zagra nam w tle, przekonasz się, że ta droga to błąd Bo nie ma miejsc bardziej bez sensu niż te Nie lubię swoich koszmarów Ostatnio je do mnie wysyłasz skutecznie W tle tylko zostawia zapach i głowę tak lekko mnie we śnię Wpadam do wanny od tyłu na krześle W oparach absurdu... żal sam się wylewa Livin' la vida.. Loki! Woda do kolan, skały do nieba!
[Quebonafide] Ojciec uczył mnie zarabiać, uczuć mama Nie pierdolę się z hajsem I nie płacę za uśmiech z rana Chuj, nie amant Ale chociaż masz pewność mała Że nie uśniesz sama, dziś Czuję się jak pinhead Czas już chyba nie ma mnie gdzie ukłuć Zawsze się odbiję, mam kręgi moralne z kauczuku Ręcę wyblakłe od tuszu Znów, przypominają mi, jak mijamy I w końcu zniknie włoskie jedzenie i słodkie szampany I będę śnił bez snów, jak przed narodzinami Ale jestem na to dobrze przygotowany Robię pachnidło z aromatów chwil W locie staram się złapać meritum I zbieram doświadczenia jak rasowy empirykTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.