Wstąpił włamywacz na duże jasne I płacąc w kasie dwa złote, Spojrzał na dzienny utarg w tem barze I rzekł: „Mam niezłę robotę!”.
Smaruje szaber, fomkę i raka, I rajster cały klawiszy – Przed tym meterem pęknie dziś paka, Brzęknie mamona wśród ciszy.
Bezksiężycowa jak ciemne piwo Noc pogrążyła w sen stróża, Więc nasz fachowiec wstąpił do baru Przez lufcik i od podwórza.
Wtem przez otwory swej czarnej maski W światełku ślepej latarki Ujrzał przed sobą wprost oko w oko Na półce pół litra starki.
Wstrząśnięty nagłem takiem widokiem Rzekł: „Nie ma po co się spieszyć! Kasa już moja, pieniądze moje, Więc wpierw obleję sukcesik!”.
Łomem podważył w butelce korek I łyknął niemałą krzynę, A chcąc coś nie coś przekąsić, rozpruł Rakiem pudełko sardynek.
Sardynki byli eksztra francuskie, Starka najwyższej jakości, Więc nic dziwnego, że w tych warunkach Nie musiał sam siebie prosić.
Po starce koniak, do niego kawior, Więc rzekł: „To prawie bankiecik! A skoro bankiet, musi być światło” – I żyrandole zaświecił.
Potem wytrychem włączył adapter I zagrał „Złoty pierścionek”, I do białego bawił się rana, Aż wszedł do baru personel.
Nie trzeba mówić, co się tam działo – Rzecz się do tego sprowadza, Że jeszcze jeden doszedł nam przykład, Jak wódka w pracy przeszkadza!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.