Synem był jakiejś zhańbionej panny, o ojcu nie wiedział wcale, i zapatrzony w nurty Sekwanny tak wypowiadał swe żale:
Matką mu była ciemna ulyca, ranne budziło go słońce, rósł na potęgę, miał piękne lyca, oczy niebieskie, marzące.
Mniał on kochanki piękne i młode, co mu sny złote wróżyły: za czarną Mańkie i rudą Zochę z majchrem on szedł na robotę.
Raz go skusiło to jakieś licho, gdzie za pomocą drabiny chciał, by coś ukraść, i to bardzo cicho wdarł się do komnat hrabini.
Hrabinia piękna w puchach leżała, swe piersi mniała odkryte, Na jego widok nieco zadrżała, widząc w nim tylko bandytę.
On, co przed nikim nie zaznał trwogi, obce mu były uczucia, nie widząc żadnej powrotnej drogi, upadł na dywan, bez czucia.
Hrabinia piękna, bogata i młoda mniłości była spragniona, wzięła pod rękie młodego bandytę i przytuliła do łona.
Gdy nasyciła swe młode ciało i upoiła się cała, za jego mniłość dała mu pieniądz i palcem drzwi mu wskazała.
On, co przed nikim nie zaznał trwogi, krew mu się w żyłach wzburzyła, złapał hrabinię za jej bujne sploty, hrabinia martwą runęła.
I chwiejnym krokiem zszedł on z drabiny, w rozterce jest jego serce, i za zabójstwo pięknej hrabini oddał się w polycji ręce.
Cela tam była ciemna i głucha, i czarne, obite ściany, tam młody więzień wyrok wysłuchał: na śmierć przez sąd był skazany.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.