Ambitnie obrany kurs zostawia niejedną bliznę Gdy trzymając go pozornie jednak zbaczasz na mieliznę Chcąc się ogarnąć wysilasz się też na próżno Bo na końcu słyszysz hasło jest za późno /x2
Wychował się z dala od miasta gdzie był las i pole Z natury raczej nieśmiały nie chciały go laski w szkole Własnym torem szedł chociaż miał potencjał Marzył zostać dyrektorem i kupić białego Merca Uczył się pilnie, szkołę przebrnął do końca Choć czasem bez powodu dostawał wpierdol od ojca Kochał swą matkę, cierpiała razem z nim Gdy stary zalana pała także ją czasem bił Syn nie miał sił, patologią nazywany W końcu wyzwanie podjął by zmienić ten świat dla mamy Ambitne plany ale decyzja trudna Jak widział łzy w jej oczach kiedy wyjeżdżał na studia Była smutna słała pieniądze na czesne Myślał oddam co do grosza gdy się tu urządzę wreszcie Miesiące pierwsze były ciężkie lecz potem Przyszły zmiany na lepsze w końcu zaczął kosić złote Prosić o flotę już nie musiał, jeździł Mercem Lecz zatracił się w tym pędzie jakoś stracił sens i serce Pensji więcej, już nie pamiętał o domu To już któryś rok z kolei nie był tam na świętach znowu Dźwięk telefonu, na plecy mu weszły ciarki Kiedy nadeszła wiadomość o nagłej śmierci matki Na zawał zmarła bo żyła w ciągłym strachu Chciał ją wyrwać z tego bagna ale już nie miał czasu
Ambitnie obrany kurs zostawia niejedną bliznę Gdy trzymając go pozornie jednak zbaczasz na mieliznę Chcąc się ogarnąć wysilasz się też na próżno Bo na końcu słyszysz hasło jest za późno /x2
Poznała go za małolata, miły koleżka z sąsiedztwa Od zawsze za nią latał można powiedzieć od dziecka Blisko niej mieszkał i odwiedzał ją często Lubiła go nic więcej, on wiedział że to jest to Cierpiał przez to tak jak przez przemoc w domu Ona dawała się leszczom, on czuł tą niemoc ziomuś To jej przyjaciel ale kroiła mu serce Gdy szukając ideału z innym chodziła za ręce Ją to kręciło on nie dał po sobie poznać Że w sercu do niej miłość a przez nią w głowie koszmar Ona radosna chciała mieć księcia z bajki Ale jej zapał osłabł znów miała śmiecia z szajki Kolejne randki szczęścia jej nie dawały On uczuć miał ostatki, ale już zrezygnowany Wyjechał w miasto choć nic nie mówił wcześniej Powodem była bieda przemoc i życie bez niej Mijały lata przyszło pierdolnięcie w skroni Że kiedyś miała szczęście na wyciągnięcie dłoni Zaczęła tęsknić wiele odżyło wspomnień Dotarło do niej że z nikim nie było jej tak dobrze Przybył na pogrzeb swej matki w stare strony Lecz dzień później sam zginął w wypadku samochodowym Stała nad grobem rozmazana od płaczu Wiedziała że mu powie, ale już nie miała czasu
Ambitnie obrany kurs zostawia niejedną bliznę Gdy trzymając go pozornie jednak zbaczasz na mieliznę Chcąc się ogarnąć wysilasz się też na próżno Bo na końcu słyszysz hasło jest za późno /x2
Jest za późno x4 Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|