Nad zorzą w kłębach chmur czerwone wyrwy Srebrzysta mewa, rejsu towarzyszka Z czerwonych fal wyjmuje szybko ryby Niczym płonące głownie wprost z ogniska
Dwa prądy starły się jak dwa brzeszczoty Za rufą pusta skrzynka tańczy walca Przy kotłach w świetle purpurowo-złotym Czerwony palacz stanął już jak władca
Kapitanowie, myśmy wydeptali Niejeden szlak w oceanicznej fali Myśmy rozpruli dziarskim kilem morze I oczyścili dno z podwodnych traw
Ale okręty, сo za nami płyną Z tą samą będą zmagać się głębiną Ten sam dręczący ból je w końcu zmoże Gdy na te same wpadną ostrza raf
Na cztery nogi kuty jest nasz bosman Ale сo chwila pot ociera z twarzy - Jaką mieliznę jeszcze zdarzy los nam Jaką luneta jeszcze dal pokaże?
A junga patrzy na horyzont trwożnie I pomarańcze z twardej, żółtej skóry Uwalnia tak powoli i ostrożnie Jakby rewolwer uwalniał z kabury
Kapitanowie, myśmy wydeptali Niejeden szlak w oceanicznej fali Lecz statki, które mają nas na oku Szukając naszych śladów, stracą czas
Nam nie przystały miejsce ani data Byliśmy kiedyś w jakimś punkcie świata A jeśli cel podróży został z boku - Nigdzie i nigdy nie był żaden z nasTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.