Kiedyś król bezimienny Wbił drogowskaz kamienny. By dwie drogi rozdzielał każdemu. Jedna, czarna od ostów Szła donikąd po prostu, A tą drugą się szło ku lepszemu! Szły więc nacje, narody, I pędzili swe trzody. Szli z nadzieją, naprzeciw dobremu, Słup wskazywał im co dnia Drogę prostą, co wiodła Tam, gdzie żyło się lepiej każdemu!
Wiele wieków tak przeszło, Nim to plemię nadeszło, Słup im także chciał losy odmienić, Czekał, aby ruszyli Lecz daremnie, bo byli Całkiem bierni, całkiem jakby uśpieni!
Chęć do marszu ich wzywał, Dobrą drogę wskazywał Wiedząc, że są spragnieni i głodni, Karnie w szeregach stali, I posłusznie czekali, Aż się zjawi ich Mesjasz – przewodnik!
Czasu przeszło niewiele I się zjawił na czele Wielki Sternik, niesiony lektyką, I w słup cisnął kamieniem I pokazał ramieniem Na tę drogę, co wiodła donikąd!
Więc nie pijąc, nie jedząc, Co tracili nie wiedząc, Znów ruszyli, by iść jeszcze teraz, Słup zaś poszedł pod dłuto, Bo go w pomnik przekuto, W hołdzie temu, co drogę wybierał. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.