Nie znajdzie serca na świecie Co by tak wiernie kochało Więc kto ma grosze w kalecie Niech rzuca tu dla nas śmiało
---
Ofiara przerwana Premiera
Akt pierwszy
Córka hrabiego:
"Ach, ojcze, zabij mię raczej Zakop mię żywą do ziemi Lub mą się srogą rozpaczą Porusz i łzami mojemi
Wpierw się, wpierw cofnie ziemia W wosk zmięknieje skała twarda Niźli zapomnę Hendryka Niż będę żoną Oskarda"
Hrabia ojciec:
"Ach, Zofio, porzuć te szały Pełń me rozkazy spokojnie Twój Henryk albo niestały Albo zabity na wojnie"
"O nie, mój ojcze kochany Dusza Hendryka nie płocha Nie zna on zmiany ni zdrady Jak wprzódy mię kochał, tak kocha
Tyś go uczył, dla ojczyzny Poświęcać zdrowie i życie: W jej obronie wzięte blizny Wstrzymały jego przybycie
Pomnę, dając pożegnanie Gdyś go przyodziewał zbroją Rzekłeś: 'Wróć, dzielny młodzianie Wróć, a Zofija jest twoją!'"
"Niebaczna, skąd ci ta mowa Wiem, dokąd zmierza twa śmiałość Chcesz mię... chcesz mię winić o niestałość? Niech wraca, dotrzymam słowa"
"O mój ojcze kochany Wyrwałeś mi z głębi serca" - To rzekłszy, krasa jutrzenki Blade jej lica powlekła
Topiąc w sercu wzrok sokoli Twarz hrabiego z gniewu zbladła A dłoń jego po niewoli Na rękojeść miecza spadła
"Ojcze, widzisz bladość rzewną Chciej zwlec naglone wesele Hendryk, mam wiadomość pewną Przybędzie w przyszłą niedzielę"
"Wiadomość?" - rzekł hrabia, swem Mierząc ją okiem surowo - "Wiadomość? Skąd i od kogo? Lecz mniejsza! Dałem ci słowo
Wiedz tylko, skoro połowa Żądanej przyjdzie niedzieli Chwilą nie zwlokę wesela Żadnej nie słucham odmowy"
Tak rzekł, a serce dziewicy Jako kwiat po nawałnicy Gdy wiatry rosę obwieją Słodką zakwitło nadzieją
Akt drugi Oczekiwanie
"Listki z drzewa szumią Szmer ich serce smuci Szczęście troski tłumią Wróci Jaśko, wróci
Wróci mój kochanek Wróci słonko moje Splotę z listków wianek Splotę ci ja, splotę
I na główkę włożę Dla Jasieńka mego Ach, mój słodki Boże Smutno mi bez niego
Wróć, sokole drogi Gwiazdeczko na niebie Do swojej niebogi Mnie tę..., mnie tę... skno do ciebie"
Zaledwie ranek żądany niedzieli Pozłocił wieże zamkowe A już zjeżdżają goście weselni Brzmią wkoło pieśni godowe
Zegar południe domierza Wszystko gotowe w kaplicy Lecz jeszcze nie ma rycerza Ni jego oblubienicy
Ona na szczyt wzniosłej wieży, Którą krągły grodził ganek Spłakana patrzeć wybieży Żal jej, nie jedzie kochanek
Okiem panując nad drogą Słucha, nie śmiejąc oddychać Ale nie widać nikogo Ani nikogo nie słychać
"Anielo, wstąp tu na wieżę Siądź przy mnie, patrz na tę drogę Może twój wzrok go spostrzeże Ja nic już widzieć nie mogę"
Rzekłszy, twarz chustką zasłoni "Anielo, która godzina?" - "Pół biło" - "Spojrzyj po błoniu" - I znowu płakać zaczyna
"Anielo, nie widzisz kogo? Nie słyszysz tętentu w lesie?" - "Wiatr tylko szumi i drogą Tumany piasku tu niesie"
"I nic więcej, nic zgoła? O, ja nieszczęsna, niestety Czas nagli, powinność woła Hendryku, gdzieżeś, ach, gdzie ty?"
"Słyszę, słyszę tętent koni Widzę, jak biegną w zawody To oni, pani, to oni!" - "Oni? Kto oni?" - "Jedzie pan młody"
"Okrutna! Więc nie miną Nad śmierć straszniejsze mi śluby? O, ty łez moich przyczyno Gdzieżeś, Hendryku mój luby?
Zbliża się moment straszliwy Stało się, czekam daremnie Hendryku, żyj więc szczęśliwy Gdy nim być możesz beze mnie!"
"Córko, minęła godzina" - Rzekł hrabia - "Wszystko gotowe Pomnij, o moja jedyno Na posłuszeństwo i słowo
Nie truj ojca swemi łzami Niechaj płaci wzgarda wzgardą Hendryk jawnie wzgardził nami Pójdź, zostań żoną Oskarda!"
Akt trzeci Ślub
Gdzie się bystremi kolumny Kościelny dźwigał przysionek Obiecanem szczęściem dumny Stał niecierpliwy małżonek
Wkoło sąsiednie młodzieńce Lśniące od złota i stali W mirtowe ubrani wieńce Oblubienicy czekali
"Patrzcie, to ona, to ona!" - A przy niej dwie drużki młode Z czoła jej biała zasłona Kształtną obwiewa urodę
Uderzą kotły i bębny Drżą okna echem w kaplicy Skoro w jej święte progi Wszedł Oskard przy świętej dziewicy
Ku uroczystej ofierze Wszelki zrobiono porządek Ksiądz skończył zwykłe pacierze I święty zaczął obrządek
"Milczysz? Odpowiadaj śmiele Porzuć te łkania i żale" - Wtem powstał jakiś krzyk w kościele "Stój, księże! Precz stąd, wesele!"
"Jakiż to rycerz, dlaboga? Postawa kształtna i śmiała Twarz razem miła i sroga Niecierpliwością pałała"
Zlękły rycerza widokiem Lud kornie czoła uniża On zaś idzie szybkim krokiem I do ołtarza się zbliża
"Nieba, to Henryk mój luby!" - Radosnym wita go krzykiem Ksiądz skończył zaczęte śluby Lecz już z kochanym Henrykiem
---
Nie znajdzie serca na świecie Co by tak wiernie kochało Więc kto ma grosze w kalecie Niech rzuca tu dla nas śmiałoTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.