Raz w jednostce marynarki był mat, który grywał w szachy, gracz to był najwyższej marki, ubaw bywał z nim po pachy.
Mat każdemu dawał mata, komandorom, admirałom, co ruch, to figurę zmiatał, tak wspaniale mu się grało.
Jeśli temu wiarę dacie, że każdego czekał mat, może gdzieś innego macie mata, z którym zagra mat.
Maciej grywał w szachy rado, każdy partner przy nim bladł, straszny z niego był matador, mnóstwo matów dawał mat. Straszny z niego był matador, mnóstwo matów dawał mat.
Czy w świetlicy, czy w kajucie, gdy miał tylko wolną chwilę, mat nie szukał innych uciech, jak dać mata pięknym stylem.
Tutaj gambit, tam roszada — i już wieżę brał czy gońca, kto z nim usiadł, temu biada, Maciej młócił go do końca.
Chciał równego mieć mat Maciej, nikt nie wygrał z nim od lat, następował mat po macie i mat po tym macie w ślad.
Kto z nim zagrał, już się miotał, jakby w pajęczynę wpadł, mat u mata wnet namotał: „Macie mata!” — śmiał się mat. Mat u mata wnet namotał: „Macie mata!” — śmiał się mat.
A pewnego razu przyszła doń dziewczyna bardzo bystra, jak królowa, taka pyszna, przyszła Kryśka na Matyska.
Pierwsza partia, trzecia, piąta, myśli Maciej: „Czyżem wart jej?”. Wszystkie ruchy wnet poplątał, no i przegrał wszystkie partie.
Zrobił ruch ku jej kibici, na kolana przed nią padł. „Szach!” — zawołał. Ręka drży ci… Rzekła ona: „Macie! Mat!”.
W jej ramionach zniknął talent, nie ma czasu już grać mat. Jednak żona mówi: „Ale mój mąż mat to chwat bez wad!”. Jednak żona mówi: „Ale mój mąż mat to chwat bez wad!”. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|