Pomimo rozważań, sprzeciwów i sporów W każdym przedsiębiorstwie pięciu dyrektorów Wchodząc do biurowca, dostrzegasz od progu Dyrektor naczelny, ten pierwszy po Bogu Do tych drzwi nie pukasz, wszak nie jesteś wariat Wejście dla petenta jest przez sekretariat Pukasz cichusieńko, kłaniasz się pokornie Wita cię panienka, lustruje przezornie
Przez chwileczkę duma, jakby tu cię spławić Wreszcie słodko pyta, kogo ma przedstawić Jestem pan Iksiński, stary kumpel szefa Na to nasza piękność słodko się uśmiecha Sama drzwi otwiera ruchem zamaszystym A tam szef zaprasza gestem uroczystym Wszędzie będziesz gościem przemile widzianym Gdy jesteś dostojnym, wytwornie ubranym
Ja za to w roboczych łachmanach na grzbiecie Tym się nie przejmuję w szefa gabinecie A któż mi załatwi najpilniejszą sprawę Kiedy szef zajęty, ciągle pije kawę Po kawce koniaczek, brendy, potem starkę Na koniec popieścić musi sekretarkę I tak dzień przemija, zbliża się piętnasta Wsiada szef do wołgi, odjeżdża i basta!
Dalej śpi zastępca w fotelu głębokim Minę ma marsową, czasem łypnie okiem Siedzi zamyślony niczym paw nadęty Wejść do niego trudno, też ciągle zajęty Potem jest techniczny, to też jest persona Podobny do innych, taki sam, niech skonam Dzisiaj nie przyjmuje, bo przepracowany Szaraków nie wpuszcza, pobrudzą dywany
Wciąż tak niefortunnie, dziwnie się układa Jak nie konferencja, to jakaś narada I jeden i drugi przebiegły i sprytny Dla interesantów zawsze nieuchwytny Tu klan się nie kończy, sprawa oczywista Czwarty z rodu świętych to ekonomista Robi wyliczenia, sporządza bilanse Do niego się dostać to znikome szanse
Świetnie prosperuje, rządzi doskonale Jest w każdym resorcie, jest w każdym wydziale Jak tu oczekiwać pomyślnych wyników Coraz więcej szefów, a mniej robotników Każdy ma pensyjkę nie do pogardzenia Są wszelkie dodatki, dyrektorska premia Myśli, kalkuluje w swym dumnym pojęciu Po co się przemęczać, jest nas przecież pięciuTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.