Patrzysz w niebo, synu epoki Niebo wielkie, niebo gwiaździste Wiekuiste, iskrzące mroki Zapytują o czas twój i miejsce
Patrzysz w niebo i wiele tracisz Przecież tyle już wiesz, tyle umiesz Od ciężarów doczesnych garbaci Nie podnoszą głowy tak dumnie
Czy udajesz, że tego nie wiesz Mechanizmów silnika sterniku? Patrzysz w gwiazdy, skończysz na drzewie Albo gorzej: w szkolnym podręczniku
Na odległość ramienia sięgaj Możesz tyle nabyć, tyle zbyć Luksusowa jest niebios potęga Można bez niej wygodnie żyć
Chcesz zadzierać łeb do góry? Ruch tamujesz, na pobocze zejdź Gwiazdy zaraz przesłonią chmury Słabość minie, powróci... sens?
Patrzysz w niebo, synu epoki Chcesz być mały, malutki, maleńki Gdy nad tobą stoi głęboki W granat nocy stężały błękit
Tamte drogi nie mają końca A ty, świadom celu swych losów A nad tobą gwiazda migocąca Odblaskowe światło kosmosu
Czy szaleństwo takie przystoi Posiadaczom zegarków ręcznych? To rozprasza, to wcale nie koi Prawdę mówiąc: ziębi i męczy
Na odległość ramienia sięgaj Możesz tyle zdobyć, tyle mieć Ku przestrzeni wyciągnięta ręka Znaczy tyle, że palców masz pięć
Chcesz zadzierać łeb do góry? Myśli roją się w nim ponad stan Gwiazdy zaraz przesłonią chmury Minie chwila, nim stwierdzisz: To ja?
Tak, to ty, znikomy jak listek Wynalazco swych własnych piekieł Póki nad tobą niebo gwiaździste Póty w tobie prawo moralne I stawać się możesz człowiekiem (x3)Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.