Ref. Otwieram oczy, spoglądam szerzej na ten świat Widzę ból i nędzę, nieszczęście znajduję w snach Gdzie czas i miejsce to pojęcia względne Tam gdzie marazm i bezsens, stają twarzą w twarz z sercem
Szukam cię, tam gdzie życie zakreśla swoją linię W miejscu gdzie widnokrąg błyszczy eksponując wszystkie chwile Choć tych wad aż tyle, już od lat kilkunastu Nastukany pan życia wprowadza w letargiczny nastrój Zasady dał nam Bóg, zniszczył wszystkie (?) Składając swoje życie w ręce demonicznemu bractwu Mam słuch, mam oczy, mam uczucia i zmysły Staram się każdego dnia być od niego coraz szybszy Napotykam przeszkody, moją duszę zdobią blizny Wygrawerowane gęsto egzystencji manuskrypty Szukam ciągle życia tak dla siebie jak i bliskich Gęstą mgłą spowite drogi, grunt pod nogami śliski Stracisz raz panowanie, nie odzyskasz swej postawy Nikt nie poda ci ręki chyba że znowu się spotkamy Nad ziemią dryfuje fatum, jego głównym wyznacznikiem Jest skonfrontowanie światów ludzi z ich własnym życiem.
Ref. Otwieram oczy, spoglądam szerzej na ten świat, widzę ból i nędzę, nieszczęście znajduję w snach, gdzie czas i miejsce to pojęcia względne, tam gdzie marazm i bezsens stają twarzą w twarz z sercem
Na każdym kroku fałsz, niepewność w swych relacjach Ten globalistyczny chłam, zarażona populacja Chorobą zwaną populizmem, gdzie króluje nowa maska Położona na twarz dająca obraz bałwochwalstwa Dostaliśmy ziemie by dbać o nią, opiekując czule Tymczasem bardziej i bardziej wyniszczamy życia pule Sami sobie winni, ludzie chcący być prawilni Nie zdają sobie sprawy, że wciąż podcinają żyły Matce ziemi, a jakże w dramatycznym teatrze człowiek odgrywa swą rolę wpadając w życia pułapkę Chciwość ludzi nie zna granic, zabijają się dla cyfry Bez patrzenia na innych głuchy pogląd na te krzyki Te wrzaski i jęki przeżywają ciągłe męki Myśląc, że bez żadnych przeszkód dotrą do swojej mekki Już tym rzygam, kurwa, ile można być bezmyślnym Lecz ta prawda jest okrutna ten pogląd jest mi bliższy
Ref. Otwieram oczy, spoglądam szerzej na ten świat, widzę ból i nędzę, nieszczęście znajduję w snach, gdzie czas i miejsce to pojęcia względne, tam gdzie marazm i bezsens stają twarzą w twarz z sercem
Cokolwiek by to miało znaczyć, ja nie składam swej broni W ciągłej walce o przetrwanie nieprzerwanie samotni Kto ten patent na masę(?) choć czasem to masochizm Ile można cierpieć za nich, tych którzy nie wygodni Dla rzeczywistości wrogowie publiczni Choć bez dwóch zdań na ten fałsz nie zasłużyli Bo wciąż żyli i żyli i opierając się pokusą Nie zmieniali swych poglądów poddawani różnym musom Świat dostarcza nam tortur, możesz wierzyć moim słowom Włącz tv na jakiś kanał zaufaj własnym oczom Zanim się ockniesz, zaczniesz żyć tak jak ci każą Na końcu swojej drogi dostaniesz tylko paragon Rzeczy zakupionych, spraw nie załatwionych Choć szedłeś w zaparte, że nie zmienisz swojej drogi Weź się w garść człowieku, patrz na ten świat krytycznie Jeden fałszywy krok, nie wytrzymasz już psychicznie Złapiesz bakcyl populizmu, pójdziesz zanim w zatracenie Za tym złudnym, osowiałym, mechanicznym pokoleniem.
Ref. Otwieram oczy, spoglądam szerzej na ten świat, widzę ból i nędzę, nieszczęście znajduję w snach, gdzie czas i miejsce to pojęcia względne, tam gdzie marazm i bezsens stają twarzą w twarz z sercemTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.