W starym, wielkim domu na Brackiej Gdzieś pod samym strychem wysoko Mieszka pewien malarz niemłody Malarz wiatrów złych i obłoków
Patrzą oczy kobiet z portretów Milczą usta kobiet na płótnach Stary malarz szczygła ma w klatce Bo samotność gorzka i trudna
Malowałem Marię - umarła Annę gdzieś w obozie otruli Malowałem kwiaty, lecz zwiędły Teraz chmury maluję i wiatr
Chcę malować Kraków - nie mogę Nazbyt kocham piękno tych ulic Mógłbym je utracić na zawsze Tak niewiele zostało mi lat
Lecz gdy umrę, pozwólcie mi chociaż Maszkaronem z Sukiennic być Przyjmę nawet najbrzydszą twarz diabła Mogą wrony i kawki z niej kpić Tylko pozwólcie... na Kraków patrzeć mi
Stary malarz mieszka na strychu Kot tu czasem zajrzy lub chmura Za sąsiedztwo ma trzy kominy I mokre koszule na sznurach
Nad dachami wielkie zegary Dzwonią późną godzinę spoczynku A uliczki wąskie i ciemne Piją żółte światło na Rynku
Malowałem Marię - umarła Annę gdzieś w obozie otruli Malowałem kwiaty, lecz zwiędły Teraz chmury maluję i wiatr
Chcę malować Kraków - nie mogę Nazbyt kocham piękno tych ulic Mógłbym je utracić na zawsze Tak niewiele zostało mi lat
Lecz gdy umrę, pozwólcie mi chociaż Maszkaronem z Sukiennic być Przyjmę nawet najbrzydszą twarz diabła Mogą wrony i kawki z niej kpić Tylko pozwólcie... na Kraków patrzeć miTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.