Była piękna, księżycowa noc, gdy podążaliśmy z ładunkiem prochów z Meksyku do Nevady. W ostatniej chwili zgubił nam się gdzieś nasz najlepszy rewolwerowiec - Gonzales, więc Boss mówi: "Pewno siedzi w knajpie u starego Pedra i wódę chleje." Pamiętam jak dziś: Otwieramy drzwi... Jest! Ręka nerwowo drgnęła mu do pistoletu i wtedy Boss powiedział:
"Ty jesteś w trupa spity, Gonzales, Więc do kabury schowaj broń, Do wozów lepiej wracaj zaraz I powiedz Stary, gdzie twój koń?
Ty wszystkich zgubisz nas, Gonzales, Będzie robotę szeryf miał, Gdybyś nie strzelał doskonale, To chętnie bym Ci w mordę dał. Oj, w mordę dał!"
Ref.: Spity Gonzales - jak bez obstawy iść na szlak? Spity Gonzales - jechać musimy, tak czy tak. Carammba, nom de nom, sacreble!...
"Ja nigdzie dzisiaj nie pojadę, Drogę mi przebiegł czarny kot. Zwiewać, bo zacznę kanonadę! Wiecie - monety trafiam w lot.
Jutro pojadę, nie nawalę, Lecz dzisiaj whisky popić chcę. Uciekać, bo w pijackim szale Was pozabijam wszystkich, no i będzie źle!"
Ref.: Spity Gonzales - jak bez obstawy iść na szlak? Spity Gonzales - jechać musimy, tak czy tak. Carammba, nom de nom, sacreble!...
Na drugi dzień, kiedy słonko wstało, stałem przed tawerną i przypętał się do mnie ten żółty Alonso, prosząc o łyka, a potem powiedział, że tej nocy na przełęczy czekała na nas obława celników. Nie mieliśmy szans. Wtedy pomyślałem: Jak to czasem los człowieka zależy od czarnego kota i jednego pijaka... Gdyby nie oni, to albo oglądałbym trawę od spodu, albo w pierdlu gnił do dzisiaj. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.