Nie warto nawet wypić nic już Bramę otwiera senny cieć Ją tylko jedną miałem w życiu A innej nie chcę wcale mieć
Zimowa była to dziewczyna Zimnym ją zobaczyłem rankiem To się normalnie tak zaczyna Lecz koniec był odmienny całkiem
Zimowa była to dziewczyna I oszronione miała skronie Ach, jakaż ona była zimna Kiedy jej dłoń ująłem w dłonie
Potem ją grzałem dniem i nocą Paliłem papier, drewno, koks Choć nie wiedziałem jeszcze po co Grzałbym i grzałbym cały rok
W końcu nie stało mi paliwa Zresztą już wiosna grzała plecy A ona dziwnie frasobliwa Stała się jakaś nie do rzeczy
Sama chodziła już do kina Wracała blada i niemiła Zimowa była to dziewczyna Może jej wiosna nie służyła?
La la la la la
Do jadła, picia oraz do snu Straciłem wtedy wszelką chęć Nim zrozumiałem, że po prostu Rozpuszcza się, rozpuszcza się
A ona tak się rozpuszczała Pod wpływem wiosny oraz moim Że stała się - o, taka mała Po czym wyciekła mi z pokoju
Ja jednak czekam jej i ufam Że gdy mróz chwyci białą ręką To z mrozu wejdzie ta dziewucha Zarumieniona i dość piękna
A ja napalę na kominie Ogrzeję jej urody kiść Aż się rozpuści i odpłynie Aby za rok być może przyjśćTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.