Bal dobroczynny się zaczyna, już hotel Bristol w światłach płonie, srebrne nakrycia i półmiski, gospodarz wszystkim ściska dłonie, służba gotowa, błysk liberii, ballada będzie pełna gości, wiecznych tułaczy i artystów, a także wszelkich cudowności.
Bal się rozkręca, bal nabrzmiewa, bez przerwy grajcie, Przerwy nie ma, Kazimierz huknął - jestem, jestem - i zaraz go chwyciła trema. Kornel przyczłapał z przyjaciółmi, wiodąc szatana z VII klasy, koziołek prosto z kuźni dotarł, a wszyscy razem mili tacy.
Nie traćcie tempa moi mili, dzieciom potrzebne przecież narty, sięgnijcie głębiej do swej kiesy, bal ten to przecież sponsor-party. Z rozwianą głową oto wbiega Jaśnie Wielmożny Pan Witkacy, zaraz Belzebub i Wścieklica,
Szewcy zaś wnoszą but na tacy. Zagrajcie moją mi sonatę - zawył doniośle ten na B. - Ja was tu wszystkich poprowadzę. Dokąd? – to tylko diabeł wie. Bal się rozkręca, bal nabrzmiewa, bez przerwy grajcie, Przerwy nie ma,
Kazimierz huknął - jestem, jestem - i znowu go chwyciła trema, bal dobroczynny, bal wariacki, wodzirej nie jest już tak spięty. Belzebub właśnie porwał panią, bo poczuł do niej szczyptę mięty.
To wszystko brzmi jak jakaś farsa zakryta właśnie parawanem, był to '35, zima. Oj, były czasy w Zakopanem.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.