Runęły skrzydła ciszy spośród niebios bezwładu Zawirowały wokół spalonych chmur popioły Opadła bezszelestnie zakrzepłej krwi srebrzystość Ciężarem pustki łamiąc i lęki i nadzieje
Bezruchem niespokojnym kołyszą się gałęzie Gdy w chłodnej mroku bieli przepływa lasu widmo W powietrzu bez snów pustym wirują pieśni sadze I z każdym nowym płatkiem roznoszą w świat samotność
Nie ma już cichych ścieżek, nie tętnią blaskiem źródła Płynie przez nicość trwoga jak zapomniany akord Cichsza niż ognia smutek, nad miłość ulotniejsza Nadeszła bezimienna, bezmierna, srebrna śmierć
I przeszła na wskroś nieba, lеcz już jej nie ujrzałem Bo zniknął świat na zawszе, zasnuty tchem zimowym Jęknęły dzwony pustką, lecz pozostałem głuchy Bo osiadł na mych skroniach kamienny śniegu całun
Wciąż czekam w biel wpatrzony, lecz wiem, że już nie wróci I płomień gorzki tryska spomiędzy warg zastygłych I żal, jak sowie skrzydło, bezdźwięcznie rwie powietrze Znów będę musiał wrócić, to jeszcze nie ta chwilaTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.