Czy to w Kutnie, czy w Lublinie, Dzień za dniem bez celu płynie, Nie jest łatwo iść po linie Kiedy w oczy wiatr. Czas ucieka mi przez palce, Gdzieś przepadły tanga, walce, Me sumienie w wyżymarce I nadziei brak.
Chciałem zostać policjantem, A zostałem defraudantem, Żona mnie puściła kantem, Dziś odkręcę gaz. Ojciec miał do złego talent, Matka życie przechlapane, Sistra dziecko z jednym panem, Co pod pociąg wpadł.
Ja mam lekką schizofrenię, Reumatyzm i ciśnienie, Stół, dwa krzesła i kieszenie W których świeci dno. Los mnie raczej nie rozpieszcza, Chleb ze smalcem z łzami miesza, Psy jak wilki na mnie wiesza, Kto wytrzyma to?
Jak tu nie pić proszę pana, Gdy za oknem mży od rana, Gdy drżą ręce i kolana, No i męczy kac. Piję bełta bo pomaga, Co? Pić bełta nie wypada? Kac to gorszy syf niż zgaga, Klinem w kaca wal.
Już się czuję dużo lepiej, Kac mi przeszedł, stoję w sklepie, Ze mną stoi przygłup Mietek, Znów se damy w gaz. Dzień się zaczął wyśmienicie, Znów apetyt mam na życie, To jest raj, nie jakiś czyściec, Dla mnie on w sam raz.
Po co robić se nadzieje, Gdy deszcz leje i wiatr wieje, Gdy włos rzednie i siwieje I przybywa lat. Po trzeźwemu świat mnie złości, We łbie łupie, bolą kości Czas już z losem się pogodzić, Chociaż trochę żal.
Chciałem zostać policjantem, A zostałem defraudantem, Żona mnie puściła kantem, Dziś odkręcam gaz. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|