Wyszedł z domu oczami w dół Szedł i szedł, i stawał na głowie Gdzieś na rogu rozumu pień Dookoła rozrzucał cień Na dzień, na dzień
Na ulicy kilkaset psów Które wyły z braku księżyca Uciekało mu spod nóg Beznamiętny wydając stuk O bruk, o bruk
A słońce na drzewie u wylotu drogi Ma ciągle złotego platfusa
Porozpinał czasem pierś W labiryncie gołych miejsc, a czas szalał W materię się zamieniał I zmieniał go Na szkło, na szkło
Bez wysiłku stanął tam Gdzie zostały resztki ścian Których kilka w przestrzeni miał Ukrytych na chwile złe We śnie, we śnie
Ukrytych we śnie (x4) Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|