Dziś znów leżałem pod twymi drzwiami, śnieg mnie całego zasypał, a w palcie miałem kluczyk od biurka i kluczyk gdzieś mi wypadł.
Potem podniosłem się i chciałem dzwonić, lecz dzwonek znów nie działał, a z dala płynął twój alt stłumiony: - To dzwoni ten patałach.
Odszedłem. Wziąłem trzy aspiryny, czytałem "Dziennik Ustaw"... i marzył mi się świat jakiś inny oraz odnośne usta.
Ty mnie nie kochasz. Ja to wiem. I stąd mój smutek wynika. Podobno już innego masz, jakoby pułkownika.
On u "Jabłkowskich" kupuje ci, w ramionach ciebie kacza i jak do kotka mówi ci-ci, jakoby u niego dacza.
Przy daczy jest zagłuchły sad, maliny i tulipany i też jakoby jego brat pułkownik dyplomowany.
Znaczy we dwóch będą cię brać, rozjeżdżać co niedzielę, a ja w agreście będę stać i w końcu się zastrzelę.
U mnie rewolwer jest. Ty wiesz. Ty dobrze wiesz, Tamara. I pozwolenie także jest, to znaczy, że się staram.
A ty ot myślisz: "Ot, on drwi, blaguje o tej kulce..." A ot zobaczysz: ślady krwi na jegierowskiej koszulce.
Znaczy w niedzielę. Jeszcze zapłaczesz, gdy mnie zobaczysz w trumnie... Nocą podejdę pod twoją daczę w moim żółcieńkim kościumie.
Ty może będziesz zakąszać w ta pora swój boeuf a la Strogonoff, a ja, ot, zrobię z siebie upiora, znaczy trach! w głowę stęsknioną.
Ty się w ta pora może zaśmiejesz, pomyślisz: "Może radio?..." Ja jestem chudy. Wiatr mnie rozniesie i nigdzie mnie nie znajdą.
(...) Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|