O świcie nie pytaj czy cię kocham, o świcie nie mów do mnie nic. Zdejmij papiloty zanim otworzę oczy, inaczej trudno znowu będzie żyć.
O siódmej godzinie zrób śniadanie, o siódmej trzydzieści podaj płaszcz. Idę do roboty by zarobić na mieszkanie, kanapki z wędliną, tyle mi od siebie dasz.
Zocha, ja nic do ciebie nie mam, przecież tyś moją ślubną jest. Może i nawet ciebie kocham, lecz to nie powód by całować się.
Matka twoja też jest bardzo miła kobietą piękną i pełną wdzięku jest, lecz tak naprawdę po co z nami mieszka? nie słyszałem od niej nigdy, że kochany ze mnie zięć.
Twój ojciec to bardzo równy facet, pełen problemów i cierpień - ja to znam. U swoim boku też ma przecież babę, z którą przechodzi to samo co ja.
Zocha, ja nic do ciebie nie mam, przecież tyś moją ślubną jest. Ale ja jeszcze nie chce umierać, chciałbym tańczyć i pić i śmiać się do łez.
Nie, ja już się nie dam nabrać, na te historie o wyprowadzce twej. Już tyle razy mi to obiecałaś, a ciągle mieszkasz tutaj po dziś dzień.
Nasz samochód , co z tego że Wartburg?! Zawsze chciałaś mieć zachodni wóz. Przecież możesz jeździć autobusem, lecz to wysiłek dla twoich leniwych nóg.
Zocha, ja nic do ciebie nie mam, przecież tyś moją ślubną jest. Bardzo cię proszę, odłóż ten tasak. Po tylu latach nie będziemy kłócić się.
Zocha, do jasnej cholery! ja mam cię dosyć na zawsze, na amen. A więc się wynoś, wyprowadź w nieznane, lecz zanim wyjdziesz... zrób mi kawę.
Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|