Obudziłem się w mokrej pościeli Cały dom był zalany po dach Pewnie czarny ptak Przeciął chmurę nim spadł Bo niebo było czyste jak łza
Wyłowiłem pudełko zapałek Na przynętę tytoniu i skarg Ale w żadnej z nich nie ocalał błysk Mokre łebki tliły jak mgła
Za oknem wzbierał potok Ludzkich głosów pełnych chwały Szli, niosąc płomień tak mały Że ledwo dotykał ich warg
Pobiegłem na dół boso Wiatr mnie gonił aż do alej Zgasł ogień, lecz oni szli dalej A w sercach pękała jak kra
Piromania Piromania Piromania Piromania
Piro-! Piro-!
Najpierw słońce zrodziło pragnienie A pragnienie prosiło o deszcz Synem deszczu był chłód Jego bratem był lód Wnukami byli troska i lęk
Pobiegłem na dół boso Wiatr mnie gonił aż do alej Zgasł ogień, lecz oni szli dalej A w sercach pękała jak kra
Piromania Piromania Piromania Piromania Piromania Piromania Piromania Piromania
Piro-! Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|