Eugenio, kiedy Cię ujrzałem Zaniemówiłem, oniemiałem A duszą mą i moim ciałem Niezwykły targał dreszcz Pamiętam, padał deszcz I chmury kapały na nas wodą z góry Gdy włosów Twoich ciężkie strąki Rozchylał lekko wiatr znad łąki A w oczach Twych, ciut zezowatych Płonęły zorze, kwitły kwiaty Twój uśmiech w dygot wprawiał łydki Choć miałaś z przodu dwa ubytki I pomyślałem: oto ona Niedościgniona, wymarzona I aż rozlało mi się wino Ty byłaś drżenia rąk przyczyną
A potem przyszła noc jak smoła I byłaś ze mną całkiem goła Gładziłem więc Twą szorstką skórę Nie licząc chwil ni godzin, które Płynęły obok nas szalone Niezapomniane, niezgłębione W rozkoszy, pośród gier zmysłowych Tych dawno znanych i tych nowych Gdyśmy nad słodkich słów ruczajem Nawzajem brali, dając nawzajem Aż nagle rzekłaś: Kurczę, stary Rozgniotłeś moje okulary! I przez to, że mnie tutaj nie ma Dostanę pewnie dwa z polskiego Bo w wieczorówce naszej dzisiaj Klasówkę robi profesor Krysia Wraz ze szkieł stratą prysł Twój humor Więc poszłaś, czyniąc wielki rumor A jam tu został, ja tu płaczę I pewnie już Cię nie zobaczę Boś wszak wyznała, nim biła szósta Żeś Ty nie stąd jest: Jestem z Pułtuska Boś mi wyznała, nim biła szósta Że nie stąd jesteś, a aż z Pułtuska Eugenio, żegnaj, do widzenia GieniaTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.