Jechaliśmy dniem i nocą, śnieg pod końmi się zapadał, Wiatr, bezdroża, dzicy ludzie, w drodze wstrzymywali nas. W myślach zaś nadzieja, że się lżejsza stanie wiedza, władza I nadzieję tę miał spełnić nadchodzący przyszły czas. Którejś nocy znikł przewodnik, potem konie ukradziono, Potem ludzi nam wybito, zamknął się nad nami świat… I staliśmy na bezdrożu – trzej królowie w trzech koronach, Słabi sami i bezbronni w strzępach aksamitnych szat.
Raniąc stopy, marznąc, ślepnąc, doszliśmy, gdzie dojść mieliśmy, Ale było już po wszystkim. Nie zdążyliśmy na czas. Na straganach garść pamiątek, które zaraz schwyciliśmy Zamiast prawdy – nowej prawdy, która miała czekać nas. Wróciliśmy do swych krajów ciągle nic nie rozumiejąc, A z pamiątek garść symboli uczyniliśmy dla mas, Kiedy nagle pojaśniało w głowach znaną już nadzieją, Co wyrosła z cierpień, które w drodze dopadały nas.
Nagle wszystkośmy pojęli: sens podróży, pretekst celu, Oraz wagę cierpień w drodze, co tak umęczyła nas, Oraz prawdę oczywistą, że mniej byśmy zrozumieli, Gdybyśmy – jak inni ludzie – przyjechali tam na czas. Do narodów więc zwracamy się otwarcie bez zająknień: „Rzućcie na bok te pozory! Prawdy posłuchajcie raz!” Ale one, zapatrzone w przywiezione im pamiątki, Symbolami zastawione, nie słuchają wcale nas…Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.