Dom mój na grzbiecie wiekowej żółwicy Pełznie ku morzu w porywistym szkwale; Po wielkiej bitwie rozproszone fale Do drzwi łomocą w spienionej panice. Szlochają okna oślepione pianą I deszczu meduz ogród się spodziewa; Jak żagiel gnie się ściana oceanu Klucz ryb latających osiada na drzewach. Za widnokresem, w płomienistych kwiatach Rozkwita nagle koniec świata.
Bezmyślne palmy widowisku klaszczą, Rekin na węże wśród traw się zaczaja, Na dach opada bezszelestnie płaszczka I legion głodnych krabów się wyraja. Do szyby morski ślimak się przykleja - Liliowo-złoty jak chiński mandaryn I jego blaskiem owija zawieja Chmur wodorosty i żółwia grzbiet stary. Za widnokresem, w płomienistych kwiatach Pyszni się słońcem koniec świata.
Nietoperz sadzy w kominku się miota Wyżera chciwie gąsienice żaru Spasłe garściami suchych liści lauru Skurczonych krucho jak martwa tęsknota. Słuchawkę pająk w sieć lepką oplata, Głodna papuga coś po polsku gdera I dziobem wiesza się na klatki kratach Łypiąc na kurzem porosły bumerang. Za widnokresem, w butwiejących kwiatach Więdnie kolejny koniec świata. Mój dom - na grzbiecie żółwicy w głębinie Przez koralową galaktykę płynie.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.