A to co wydawało się świętością Nie ustającą radością Polepioną przez lata miłością Gdzieś traci swój błysk, traci ogień, już ledwo się tli Choćbyś próbował wytłumaczyć mi Jak to się dzieje Ja za mały jestem by zrozumieć te wielkie rzeczy Próbuję coś powiedzieć Słowo słowu sobie przeczy I może potrzebuję lekarza co z obsesji mnie wyleczy Wypuszczasz potok słów, które trafia mnie kaleczy Ja coś mówię lecz jakbym rozmawiał ze ścianą A ściana jest biała i gówno mówi Tak łatwo z tobą się minąć i zgubić Tak łatwo się z tobą minąć i zgubić! Łatwo się poranić i nie lubić, Mówić więc, czy nic nie mówić i wsłuchać się w ciszę co przeszywa membrany. Patrze się na drzwi: nie odchodź ja mam dość gadania do ściany Ja jestem taki mały, a to takie duże, przerasta mnie Gubię fason, w poprzek stoję, i gubię się gdzieś w śmieciach które sam wygrzebałem Odchodzę w ciszy chodź tak naprawdę tego nigdy nie chciałem
Ref.: Raz bliżej, raz dalej oddalamy się od siebie choć nie chcemy tego wcale x4
Więc gdy nie rozmawiamy wcale Jesteśmy coraz dalej Pytamy czy długo to potrwa bo ja nie wytrzymam dwóch dni Muszę wyjaśnić to i pogadać o tym bo jak wiesz ugodową jestem istotą Spójrz mi w oczy wiesz, że zgoda jest jak złoto Ja myślę, że konflikty są właśnie po to Po to się będziemy kłócić Żeby później wszystko to odwrócić I nie by sobie narzucić coś, czy zmusić do czegoś I nie dla spokoju świętego Ale by jeszcze raz udowodnić, że dorośliśmy do tego Być człowiekiem być dla człowieka drugiego Choć to ciężka praca Bo zły nastrój, czy problem jaki znowu powraca I znowu oburzeni, i znowu zmęczeni Jakby niczego przez ostatnią kłótnię nie nauczeni Masz dosyć mnie, myśląc, że nic się nie zmieni Ale już po chwili, najdalej po godzinie wszystko minie mi jak ręką odjął Nie chcę więcej sytuacji takich stwarzać Znasz mnie, wiesz, że nie lubię się długo obrażać Wylewam słowa pocieszenia jak potrawę z kałamarza I znów jest dobrze i nic nam nie zagraża Fisz. to mówił a ja powtarzam Bo wiem na pewno Bez tego byłbym przecież jak drewno To jest trzask, gdy nie liczy się złość Liczy się jedno Zawsze gdy zabłądzę najprzyjemniej jest trafić znowu w sedno
Ref.
Mówiłem, że lubię samotność, że to mi sprzyja Kłamałem bezczelnie, niechcący wypadło mi to z ryja Kiedy sam tu siedzę, coś jakby dusi mnie wokół szyi się obwija Czas dłuży się ciągnie się jak guma A ciebie dopadła ta ogromna duma Co rozmiarem w moim pokoju się nie mieści Więc problemem ja nie będę się pieścił nie nie nie Zamknij drzwi i spójrz po raz ostatni Ja otworze okno by wiatr rozwiał wątpliwości Co do miłości nieustającej radości i świętości Co jest lekko naruszona A ty nie wzruszona Zmęczona moimi wiecznymi pretensjami Trzaskasz drzwiami Spoglądasz na ściany Znów zostaliśmy sami Do samego rana Ja i biała ściana
RefTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.