Od kilkunastu dni błądzę po lesie. Zgubiłem się głupio i wręcz książkowo, chcąc skrócić sobie drogę do domu. Okoliczna knieja wydawała mi się mniejsza i miałem przeświadczenie, że 'zawsze gdzieś tam wyjdę'. Tymczasem kroczę desperacko przed siebie i kurwa nic. Strach, dezorientacja i dojmujący głód łażą za mną jak trzy strzygi-cienie. Na początku był ze mną mój kumpel. Wracaliśmy trafieni z koncertu, kiedy jednomyślnie stwierdziliśmy że idziemy lasem. Bo szybciej. Światło, przyroda zaczynała koncerty, a myśmy szli z czteropakiem wśród drzew. Od słowa do słowa, wpadliśmy na świetną myśl, nagrania wspólnej płyty. Faza, toasty, te rzeczy. Dobra, czas się wysikać. Chwila ciszy i blackout. Ziomek, gdzie Ty? EEE wariacie, nie świruj jarząbka! Ksz! Ksz! No kurde, nie ma. E, znajdzie się... Tak to wyglądało wtedy. Teraz brnę pośród wysokiej trawy i drzew jak stróży-gigantów i czuję, że mam dość. Od przynajmniej 10 dni jadłem tylko jagody i piłem deszczówkę. Wyostrzyły mi się zmysły, zaś myśli są tak klarowne i bystre, jak nigdy wcześniej. Mimo wielkiego wyczulenia i uruchomienia instynktu, dopada mnie lęk. Nadzieja gaśnie jak płomyk wysłużonej zapalniczki. Kiedy jestem na skraju rezygnacji, dostrzegam, że sosny i świerki zaczynają się przerzedzać. Idę szybciej. Na horyzoncie jest co raz jaśniej. Biegnę! Tak! Tak, jeśli się stąd wydostanę, to nagram najlepszą płytę na tym świecie i w ogóle będę dobrym człowiekiem. Udało się! Dobiegłem do skraju lasu. Zdyszany spoglądam na bok i widzę swojego przyjaciela. Zmęczonego, brudnego, wychudzonego, ale szczęśliwego. Gapimy się przed Siebie. W oddali rysują się blado szare kontury chorego organizmu zwanego miastem. Zerkamy po sobie. Czas ruszać w drogę kolego...Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.