Stoję trochę poplamiony, boję się i czekam. Nie skoczę z krawężnika w tak odległą przepaść. Choć plamy szpecą, brudne tylko przepuszczają światło, nie słucham Ojca, Ducha, Syna z Przenajświętszą Matką.
I czekam, wkoło rosną ściany, z których świat jest zbudowany, chorym błyszczą blaskiem, którym kwas na moje rany. Nie słucham, chłonę wszystko, po szyję się zapadam, a serce twarde, smutne już mi nic nie podpowiada.
I czekam, nie wiem na co, myślę: nie dam rady murom. A ta największa plama z plamy staje się już dziurą.
Ja tę drogę dobrze już znam: zagubienie, upokorzenie, strach. Dobrze ją znam, bo wciąż widzę, jak trzyma mnie w starych kajdanach świat.
Wreszcie wyrwę się i dłużej w tym nie będę trwał, a Ty nie zostawisz mnie pośród popielatych skał. Rany się zagoją ogniem wypalone, ogniem, który dałeś przez krwawą ofiarę.
Nie widzę Cię w morzu pięknych słów: "jaki słodki, dobry, łagodny nasz Bóg", lecz jedno wiem - Ty ratujesz mnie, chociaż każdy mój grzech to kolejny gwóźdź. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|