Gdy w kłębach pary pędzą przez wieś sanie, Proboszcz pod kozłem bibułę ukrywa, Sołtys z niesmakiem ominął plebanie, Z posterunkowym idzie golnąć piwa.
Siedzę i dumam, może bies zawyje, By mi osłodzić monotonię śniegu. Może na Wisły niespokojnym brzegu Ślady płóz nocą zadymka zakryje.
Może na dobrze strzeżonym peronie Kurier do Gdańska przemknie się w zamieci. Może po szklistym, głuchym nieboskłonie Zziębnięty anioł wyjdzie nam naprzeciw.
Wejdzie i czapką się nisko pokłoni I śniegiem natrze odmrożone nogi. Na czapce gwiazdka błyśnie jak na dłoni, Aż dziad, cmokając, zamarznie w pół drogi.
Anioł walonki otrzepuje w sieni, Na gąsior z bimbrem łakomie spogląda. Pies kły wyszczerzył, groźnie warczy z kąta, A od brytfanny płynie woń pieczeni.
- Co tam nam niesiesz kolędniku miły, W ten czas złowrogi z polecenia Nieba. - Niosę wam wolność, prawdę i dobrobyt Na bratnich tarczach z kołymskiego drzewa.
A tu wciąż zamieć, może bies zawyje, By mi osłodzić monotonię śniegu. Może chrzęst wilków w oszalałym biegu Doścignie koni oszronione szyje. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|