Nasz batalion w ataku, A szwab snajper na dachu. Znowu krew się poleje i pot, Taki powstańców los. Jestem tutaj bogaty, Bo mam cztery granaty, Mam też stena i sokoli wzrok, Nie podskoczy mi szkop.
A ten snajper na dachu Posłał kilku do piachu, Od godziny nas nęka ten łotr, Nieźle daje nam w kość. Popędziłem na górę, Tak jak byłbym kangurem, Po trzy schody sadziłem, hop, hop, Namierzyłem go w lot.
Krótką serię w snajpera Wygarnąłem ze stena. Bo ja kule oszczędzam w tej grze, Wstyd mi marnować je. Snajper jakby się zdziwił, Że ktoś inny nie chybił, I że tutaj dopadła go śmierć, Że to koniec już jest.
Popatrzyłem przed siebie I na słońce na niebie, I na Niemca co szklany miał wzrok, I zalany był krwią. Wielką radość poczułem, Że się na nim odkułem, I chłopaków pomściłem jak lord, Śląc go na piekieł dno.
Potem cztery granaty, Żądny lepszej odpłaty, Z góry w Niemców rzuciłem na fart, Wymierzyłem w sam raz. Prosto w okop trafiłem, Kilku szkopów zabiłem, Każdy granat trzech szkopów był wart, Bo mam oko i fart.
I tak wzięto okopy, Bo na Niemca był popyt, W mej Warszawie zagnieździł się szczur, Jest tu ich cały chór. Trzeba szczura wykurzyć, Norę kopniakiem zburzyć, Niech akowski popieści go but, Będzie miał tu swój grób. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|