Mój gust i me pytania są dość dziwne, I egzotyczny jest ze mnie ptak. W tym samym czasie mogę gryźć szklankę, I bez słownika czytać Schillera.
Jest nas dwóch, jak dwa bieguny planety, Dwóch różnych ludzi i wrogów też dwóch. Kiedy jeden zachwyca się baletem, Drugi o boksie mówi ostrząc nóż.
Na nic zdrożnego sobie nie pozwalam, Nawet w myślach, gdy rządzi lepsze Ja. Ale czasami odzyskuje władzę Te gorsze Ja, co słabość ma do zła.
Wciąż boję się, dławiąc w sobie łajdaka, Och, losie, dolo, niespokojna ma. Boję się błędu, gdyż może się okazać, Że dławię nie to, co należy Ja.
Gdy duszy mej odkrywam czasem karty, W rejonach tych, gdzie szczerość prawdą tchnie, Kredyt mam w knajpach u każdej kelnerki, Dziewczyny darmo dopieszczają mnie.
Gdy do czorta wysyłam ideały, Gdy jestem zły, kąśliwy jak ten zbój, Gdy siedzę tępy i ogryzam szklanki, Schillera chowam z odrazą pod stół.
Już idzie sąd, w krąg same groźne miny, Prokuratorze, sędzio, to nie Ja. Uwierzcie mi, Ja nie zbiłem witryny, Zbiło ją podłe, moje drugie Ja.
I proszę was, nie sądźcie mnie dziś srogo, Wyrok wstrzymajcie, dajcie jeszcze czas. Sądy odwiedzał ja będę przechodząc, Do więzień wpadał na chwilę, od tak.
Nigdy nie zbiję już żadnej witryny, Obywatela nie uderzę w twarz, Połączę w jedną moje dwie osoby, Mej duszy biednej zwrócę jedno Ja.
Wykorzenię, oczyszczę, wypucuję, Lub zakopię je, jak zdechłego psa. Obce mi jest, to gorsze lico moje, Niech się wynosi moje gorsze Ja. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|