Na Kołymie, gdzie tajga, tundra, mróz i śnieg, Wśród zamarzniętych rzek, świerków i błot, Spotkałem ciebie, szczęście w mej biedzie, Tyś przy ognisku grzała się.
Śnieg gęsty padał, srebrzył się u twoich rzęs, Północnej nocy blask zachwycał cię. Wziąłem twą rękę wzruszony wielce, Ty lekko drżąc spłoniłaś się.
Dostrzegłem pięknych oczu twoich smutny blask, O przyjaźń twoją poprosiłem cię. Słowo mi dałaś, miłość wyznałaś, Mówiłaś: „wierną być ci chcę”.
W pocie miłosnych pieszczot szybko mijał czas, Nadeszła wiosna i spłynęły kry. Ty odpływałaś, chustką machałaś, Po mojej twarzy ciekły łzy.
Z twoim odjazdem zaczął się okropny czas, Cierpiałem miła i nie mogłem spać. Przeklinam zonę, przystań i morze, Bo tam żegnałem cię we łzach.
Mijały lata, a tęsknota gniotła mnie, Pragnąłem widzieć cię, miłości ma. Gdy staż się skończy, los nas połączy, Opuszczę szpital, stanę w drzwiach.
I przyszło mi opuścić ten surowy kraj, Już pociąg na południe pędzi, mknie. Błagałem Boga by ma nieboga, Na peron przyszła witać mnie.
Światła Rostowa pociąg mój rozgarniał już, Do stacji zbliżał się i w oczach rósł. Chorą i siwą, jakże szczęśliwą, Nasz syn pod rękę do mnie wiódł.
„Witaj najdroższa, posiwiałaś miła ma,” Niech krąży śnieg, pada na moją skroń, Na brzegi Donu, na witki klonu, Na zapłakaną chustkę twą. Na brzegi Donu, na witki klonu, Na zapłakaną chustkę twą. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|