Szary zmierzch. Przyroda. Fletu głos nerwowy. Późna eskapada. W przedzie imperator w niebieskim kaftanie, galony i szpada. Bielutka kobyła z piwnymi oczami, grzywka urodziwa, Czerwoniutki czaprak, skrzydła za plecami, jak na wojnę wymarsz.
Za imperatorem kilku generałów, w tyle reszta świty, Ordery i kity, szramami pokryci, jeszcze nie zabici. Fryce i galanci, figiel – adiutanci. Błyszczą epolety. Wszyscy bardzo zgrabni, urodziwi, sławni, bezsprzecznie poeci.
Coraz słabiej słychać dźwięki klawesynów, milkną głosy w dali, Tylko stuk miarowy, fletu głos nerwowy, jakby brak nadziei. Coraz słabszy zapach ogniska i domu, mleka, kwasu, chleba, Gdzieś tam pod nogami, gdzieś ponad głowami – błoto i skraj nieba. Błoto i skraj nieba, błoto i skraj nieba.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.