Rozpoznać pieśni uskrzydloną strofę, I jej niewinność w sarkastycznym gniewie, To swary ptaków na ochrypłym niebie Oddać nieczułym i bezwonnym drzewom.
Zbolała miłość do bezmiaru piękna Utkana z tęczy przezroczystą bielą, Po włóknach nerwów perlistą topielą Skrada się w zamieć z uniesień poczętą.
Sercem pobladłym od nadmiaru trwogi, Włosem zjeżonym uwznioślaniem żalu Płyną łabędzie miłosnej pożogi Pod iskrzącymi bryzgami koralu.
Tu sennym tropem wesołości cienkiej, Jej posiwiałym odblaskiem z granitu, W niesfornych lasach zjełczałego świtu Cichną gałązki miłości wzajemnej.
Ostatnich iskier uroczysta pełnia Oblana słońca purpurową zorzą, Wyciska czułość pod serca obrożą Z ulotnych zmierzchów w wigilię tajemną.
Czułym i pięknym wydawać się może Ta kropla żalu w cembrowinie drzewa. Lecz tknięta śmiercią szkarłatu ulewa Wtuli się w różę rozpaczy bezdennej. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|