Przyjechałem pohulać w stolicy, Z byka cios i frajer wącha bruk. Zaliczam komisariat milicji, I tam widzę ją, dziewczynę cud.
Trudno zgadnąć dlaczego tam przyszła, Może paszport podbić albo wziąć. Piękna, świeża, młodziutka i czysta, Zapragnąłem zapoznać się z nią.
Szedłem za nią myśląc „dobra nasza”, Co jej mam rzec, żem złodziej i drań. Już podpity, podchodzę, przepraszam, Do „Sojuza” zapraszam na dans.
Uśmiechali się do niej przechodnie, Miałem chęć po ryjach ich lać. I tak jeden zaliczył po mordzie, Kiedy mrugnął na nią jak na bladź.
Smarowałem jej bułki kawiorem, Rubelkami szastałem jak pan. Nie płaciłem orkiestrze bilonem, Grali dla niej, a parkiet był nasz.
Wiele ja jej naobiecywałem, Zapewniałem o miłości mej: „Przez sześć dni nikogo nie okradłem, Ja w tri miga pokochałem cię.”
Mówię do niej przez łzy, jak pijany: „Z tobą tylko przez życie iść chcę.” Na to ona z ironią: „Kochany, Za sto rubli ja oddam ci się.”
Uderzyłem w twarz ptaszynę lubą, Zakipiała ma gorąca krew. Na milicji ją znali już długo, Moją miłość, mego szczęścia treść.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.