Ja byłem duszą towarzystwa I śmiało mogę mówić że, Mą ksywkę, imię i nazwisko, Znali na pamięć w KGB.
Kochała mnie cała ulica, A Ryski Dworzec lubił mnie. Śledził mnie tajniak i milicjant, Ja olewałem to, pal sześć.
Miałem ja mir wśród doliniarzy, A urki szanowali mnie, A sam naczelnik Igor Jaszyn, Już któryś raz się na mnie wściekł.
Pracą się nigdy nie skalałem, I nie tęskniłem ja do niej. Sprzedał mnie wspólnik, nie płakałem, A potem dołek, czarny chleb.
Naczelnik z mety mnie przyszpilił, Na przesłuchaniach wpadał w szał. Coś tam mu trułem, on się krzywił, Myślałem tylko jak stąd zwiać.
Mówię do niego: „Naczelniku! Mokra robota - nie mój styl. Śpię tu jak hrabia na sienniku I w dupie mam sowiecki dryl.”
W sądzie mówiłem, grunt się nie bać, I ogłosili wyrok mój. Dostałem pajdkę tak jak trzeba, A prorok zimny był jak lód.
Ten mój papuga był z urzędu, Coś tam nawijał albo spał. A prorok dla mnie chciał z rozpędu, W srogim reżimie dziesięć lat.
I od tej pory moja twórczość Ustała aż na dziesięć lat. Po co być duszą towarzystwa, Gdy towarzystwu duszy brak.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.