Wiatr w dłonie zmiata węgle słów, Gdy oswojony lęku owad Na czułkach niesie obręcz snu, A chitynowy lampion gwiazd Rozświetla liście.
W gestach śpi ból, w słowach śpi wiatr Na żebrach krwi, na łąkach warg, Na zimnym ciele supernowych W odpryskach fosforycznych rac, Gdzie biały karzeł zwiesił głowę Jest mróz i śmierć.
Znów patrzę w niebo, milczy Bóg, I widzę w noc jak kosmos drży, Jak prąd co w tyle czaszki mrowi Przez kark i plecy biegnie w dół, Napręża łydki, ścina krew, Rozciąga mięśnie aż do bólu.
I leżę z głową odchyloną, Jakbym zapragnął w poprzek praw Pomimo trwogi cofnąć czas, By życie przeżyć jeszcze raz. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |