Ludzie nie kupują w sklepach ni krzty, Lud przymusowo oszczędza pieniądze. Cholera kosi naród nie od dziś I żniwo zbiera na morzu i lądzie.
Zamknięty Krym, płonie Aerofłot, W Asrachaniu licho arbuzy pali, Robotnik od maszyny ni na krok Nie odejdzie i krzepnie siła wiary.
Wielkie są straty, cierpi cały kraj, Co jeszcze stoi trzyma się na wierze, Narodowa wojna w najlepsze trwa, Przeciw nieszczęsnej biedniutkiej cholerze.
Do trudnej walki stanął murem lud Z cholerą wściekłą gniewem odurzony. No pasaran, cholerze kopmy dół, Cholerze mówmy „nie” i bal skończony.
Ona nie przejdzie, nie odważy się Przeniknąć przez nasze pikiety. Ja ją spotkałem bledziutką jak śmierć, Cherlawa ona jak sto szkieletów.
Wróżyłem sobie wczoraj z damy kier, Dla draki nazwałem cholerą. I zrozumiałem, cholera to jest blef I teraz wiem, że ona jest chimerą.
Rozumu mi przybyło, nie jest źle, Mogę już siebie nazwać Guliwerem. Cholera to nie dżuma każdy wie, I każdy z nas ma swą własną cholerę.
Ja wierzę w to: cholera zniknie wnet. Pewne, jak w banku aktywa i kruszec. A zachorować na nią mogą też Ci cholerycy, ci nerwowi ludzie. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|