Gust mnie nie słucha, on się ze mną droczy. Zbyt szorstki wiosną, kiedy niebo siąpi, Ale gdy lato deszczu trawom skąpi, To z gołym brzuchem śpi na dusznej plaży.
Ogniska płoną i pachnie jedliną. Morze łomocze i z ust się wylewa Nieba mrocznego, jak przy plaży drzewa.
Noc jest błyszcząca jak różowe fale, Starcy zgarbieni, posępni, plugawi. Tupią wśród iskier jak pokraczne zjawy I w bębny tłuką w niepojętym szale.
Wiatr żar roznieca, a dym jest kosmaty I jakaś ciemna sączy się muzyka. Gęsta, nerwowa, złowróżbna i dzika I żar mi stopy podmuchem zakrwawił.
Pijemy wódkę. Ziąb ciągnie od ziemi. Swąd z dymem miesza się na promenadzie. Mgła się na rzęsach jak kokota kładzie, A my z bębnami wśród ognisk idziemy.
Łomot i łoskot niesie się przez plażę I z chorą w chmurach miesza się muzyką. Gust mnie dziś taką uraczył publiką, Że szykuj nosze, szyny i bandaże.
Pijana zgraja kłębi się i wadzi. Wrzaski, przekleństwa, wyzwiska i żale, A ja w olśnieniu spisuję wytrwale To, co do domu wariatów prowadzi. Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa. |
|