Czeka was bitwa, możecie być pewni Kajajcie się za grzechy, bo oto saraceni Jeśli w walce pomrzecie będziecie mieli Miejsca na najwyższym piętrze w raju
A oto Roland na rączym rumaku Przebrany w zbroję, co go pięknie zdobi Jego miecz Durendal, dobry jest i długi Zarumieni go wnet ciepłą krwią Saracenów I saracenowie przyjmują ich bez drżenia Spaja ich w jedno nienawiść do krzyża A oto Erlot siostrzan Marsyla Jedzie miotając na chrześcijan złe słowa Roland to słyszy, nagle spina konia Kruszy mu tarczę, rozdziera pancerz Otwiera mu pierś, łamie kości Miażdzy krzyże, a kopią swoją Wypędza mu duszę precz z ciała Wbija żelazo silnie, wstrząsa ciałem Wali go drzewcem martwego z konia I kark łamie mu na dwoje
Był tam także Falzaron, brat króla Marsyla Wydziera się z ciżby, co koń wyskoczy Roland to widzi, nagle spina konia Kruszy mu tarczę, rozdziera zbroję Wbija mu w ciało płótno proporca I wali go trupem - bijcie Francuzy Jest król Korsablis, krzyczy na innych Francuzów jest mało, możemy nimi gardzić Usłyszał to Roland, więc spina konia Skruszył mu tarczę, rozpruł pancerz Wbił mu w ciało swą wielką kopię Przyciska mocno i nim potrząsa Zdziera go z konia, wali go trupem Nie omieszka także pogwarzyć z nim trochę Natenczas Geryn wali Malprymisa I duszę jego czart unosi
A niezłomny Gerier wali Emira Diuk Samson zamierza się na Almanzora Przeszył mu serce, wątrobę i płuco I niech płacze po nim, komu wola Miecz przeszedł na wylot - to dobry cios I Otton wali poganina Estorgana Beranger uderza w Astramarysa Walą ich trupem - przyszło im na zgubę Margarys jest zwinny, piękny i lekki Ujrzał to Roland i się nie oszczędza Już włócznie złamał, więc dobywa miecza Kruszy mu hełm, przecina mu czapkę Wraz ze skórą na głowie i twarz między oczami Całe ciało aż do kroku, miecz dosięga konia Wali go martwego na bujną trawę Takie ścierwo jak on nie wygra już bitwy
Nadjeżdża Malon, syn niewolnika Roland to widzi, nagle spina konia Ciosem wysadził mu ślepia z głowy A jego mózg spływa mu na stopy Roland czuje, że koniec już blisko Śmierć objęła go twardą ręką Uszami mózg mu się wylewa Kapie mu z czoła, na piersi, na stopy Gdzie widzi swe własne wyprute wnętrzności Podchodzi saracen i chwyta broń jego Lecz Roland odzyskał nieco zmysły Uderza go rogiem, łamie stal i czaszkę Wysadza mu z głowy oboje oczu I u stóp swoich wali go trupem Książka oficjalnie zatwierdzona Dla dzieci jako lektura szkolnaTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.