[I] Wyruszyłem sam w tę drogę i sam będę upadał Zapoznałem się dokładnie z definicją słowa "strata" I nie pojmuję nadal, kiedy dokładnie upadłem W słownikach nie napisali o żadnym ucisku w gardle
walczyłem zajadle, wygrała rzeczywistość Jedyne, czego pragnę, to nie skończyć jak Mefisto Tak, jestem glizdą, blizną na zdrowym ciele Z której kurwi zgnilizną, zbyt wiele gruszek w popiele
zieleń nie rekompensuje w żadnym stopniu bieli zimy Co raz bliższy jest mi chłód od kwitnącej rośliny Przepraszam za swe winy, ale rusz do kurwy głową Kiedy wokół manekiny ciężko jest pozostać sobą
Jestem prostą drogą i ciągle otwartą księgą Chociaż jeśli brak empatii, to czytanie na daremno Niosę w sercu silną pewność, że nie odczytasz znaków I nie mam żadnych wyrzutów, szukam swojej winy w braku
tego współodczuwania, może ze mną coś nie halo Jedni wciąż budują mosty, a inni je ciągle palą Moje życie jest spiralą, raz na wozie, a raz pod nim Może jesteśmy zbyt prości, przez co dla nich niewygodni
Czasem patrzę wciąż na chodnik, mam w dupie Twoje niebo Nie chodzę z głową w chmurach, to się zawsze kończy glebą Ciągle czuję, że za miedzą czeka na mnie nowy świat Wtedy życie robi detoks, pokazuje mi szach-mat
Powiedz mi ile lat będę wciąż żył tak naiwnie Nakreślaj bilansy strat, aż rozum palcem kiwnie Już nie warczę agresywnie, bo po prostu sił zabrakło Założyli mi tę dźwignię, głowę włożyli w imadło
Zbyt wiele aniołów padło, to dlatego tracę siły Chociaż mocno wierzę w to, że jeszcze się zobaczymy Jeśl nie, to obiecuję, że zadam szmatom kres Choćbym miał skończyć jak Ty, alea iacta est
ref Chcę mocno wierzyć dzisiaj właśnie w to Że każdy nowy dzień sprowadzi Was na dno Chcę żeby każda nowa noc Zabrała Was gdziekolwiek, byle daleko stąd
[II]
I boli mnie najbardziej, że byliśmy daleko Kiedy kurwa mać jeden potrzebował wciąż drugiego Wiem, byłem lebiegą, w sumie jestem do teraz Choć słyszałem wiele razy, by nie równać się do zera
Przy sterach jest ciągle niestety ten silniejszy wciąż żyję wspomnieniami, nie potrafię dniem dzisiejszym Co raz to ostrzejszy ból, kładę lachę na to męstwo Co wrażliwość ma wymieniać na odważne rycerstwo
Pierdolę to kurestwo, niech mnie nazywają słabym Gówno warte to co piszę, ale weszło mi to w nawyk żeby wiesz, układać na bit to, co siedzi na języku A odwaga nie pozwala do codziennego krzyku
No bo komu mam się zwierzyć, że czasem jak pizda płaczę? Że często czuję kurwa, że nic dla nich nie znaczę? Że nie zmieni tego raczej żaden wyskok na piwo Klepanie się po plecach z przyklejoną śliczną miną
I kpiną jest wmawianie, że możesz wiesz polegać na wszystkich tych wspaniałych i wrażliwych kolegach Słuchaj, mogę sprzedać Ci tę wspaniałą prawdę Dla mnie też te relacje są zwykle chuja warte
Obdarte ze współczucia, każdy coś ugra dla siebie Wspólnej przyszłości snucia upadają wciąż na glebie Może ja tu czegoś nie wiem i trawi mnie samolubność Ale skreśliłem już dawno z wartości wyraz "ufność"
Ocknąłem się za późno, inni mają lepszy refleks ignorancja swoich bliskich, wyuczony poziom: perfect Więcej to niż pewne, że ktoś na tym ucierpi Jeśli istnieje karma, to już dyndam na pętli
Ocknąłem się za późno, inni mają lepszy refleks ignorancja swoich bliskich, wyuczony poziom: perfect Więcej to niż pewne, że ktoś na tym ucierpi Jeśli istnieje karma, to już dyndam na pętli
ref Chcę mocno wierzyć dzisiaj właśnie w to Że każdy nowy dzień sprowadzi Was na dno Chcę żeby każda nowa noc Zabrała Was gdziekolwiek, byle daleko stądTeksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.