To był obraz z kiepskiego filmu: ona brała ślub przed ołtarzem Z milionerem, głównym księgowym, dyrektorem lub aptekarzem — Nieważne, nieważne. I była biała jak świeżo wyprana firanka, Bo nie kochała pana młodego, tylko swojego kochanka.
Szwoleżera, motocyklistę, zduna albo sprzedawcę bakalii — Nieważne, nieważne. I ten kochanek był już od dawna w Australii, A tu ona miała poczekać, lecz, jak widać, nie poczekała — Nieważne, nieważne. Ważne: dlatego jest taka smutna, taka łzawa i biała.
A w kościele grają organy, chór prześlicznie głosy natęża, A ksiądz właśnie zwraca się do niej, czy chce tego pana za męża. Ona wolno otwiera usta, chce już powiedzieć, że tak — aż tu trach! Drzwi kościelne się otwierają i kochanek staje w drzwiach!
Stoi piękny, stoi blady, nic nie mówi i nie kroczy, Tylko ręce splótł na piersiach i w jej oczy wbił swoje oczy. A w tych oczach, a w tych oczach widać wspólne, wspólne noce, Widać wspólne przebudzenia, wspólne przebudzenia z rana. Więc ksiądz spytał logicznie: „Dziecko, ty chcesz tego czy tamtego pana?”.
A oni patrzą i patrzą, i wzrok im się wciąż bardziej rozgwieżdża, Aż ten przybysz do pana młodego szepnął nagle strasznym głosem: „Zjeżdżaj!”. Więc pan młody zdjął lśniący cylinder, zrobił minę głupią i wredną I… A ci naraz jak się nie rzucą i przez kościół ku sobie biegną.
Biegną, biegną, aż się spotkali, aż się mocno, mocno objęli, Całowali się i płakali, i płakali znów, i się śmieli, Całowali się i płakali, i płakali znów, i się śmieli. Potem wyszli z tych śpiewów i dymów na powietrze, na biedę i grzech. To był obraz z kiepskiego filmu, ale widzom zaparło dech. Ech!Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.