H/Hakan/Melancholia na poziomie mocnym, melancholia każdej nocki
Skup się, stań przede mną i wysłuchaj co mam Ci do powiedzenia...
Patrz tu stoję, pośród tego co jest Nas tu we dwoje, nie widzę wśród wojen Raczej czas dwoje, by ponad tylko widzem Przyglądać się baczniej, temu co widzę A Ty idziesz, a jak nie wyjdziesz To co że wejdziesz, chociaż Ja wszedłem Wszedłem, w zakamarki myśli Wszedłem, po omacku w wyścig
Osiągam wysoki poziom,kiedy myśli mi się wznoszą Ocierając o ostateczny osąd, nie znany prorokom Proroczo widzę siebie, idącego boso Chce wykonać doskok, chcę sięgnąć po to coś A wszystkie obrazy, których Ja się boję Są niczym przy tym, co się wydarzy Bo gdy tylko będę, chciał jeszcze mocniej Bez obrazy, ale coś tu się rozmaże
Odsuń się bo ukąszę, bo masz na imię nonsens Nie chce Ciebie znać odejdź, jesteś istotą ukąszeń Taką wyjącą chwilą, która daje mi dostrzec Że póki żyją te uczucia, coś nie mają się dobrze A noc co się zakrada, do mnie zawstydzona jak Ja Gdy już nie mogę patrzeć, na widok bez barw Czerwieniąca się twarz, już nie może zatrzeć Łez które w sobie gdzieś tam mam, jak rap ten
Chcę wchłonąć co się sączy, ze snów strzępów Chcę robiąc coś dążyć, kierując się be careful Ku pięknu a gdy się zakończy, to Twoich słów szeptów Nie zapomnę gdy błądzić, będę znów jak zapach perfum A co spotkam, pod okiem zamkniętym Niech wije korony drzew, gdzie sens jest w nich By móc pozostać, tak ukradkiem bokiem Tym sprytniejszym niż osoby, których zew jest denny
Twoje usta na moich, warg szybkie kąsanie Skóra na mojej w drżeniu Nas, i powolnie długi taniec Chce się huśtać i dogonić bieg, android spadających Na mój rysopis który składam, jak zbiory kronik Wspinam się na Parnas, po własne konstelacje Może tam czas nasz, ubierze Nas międzyczasem w kreacje Noc staje się czarna, nasza jedność jest światłem Moc daje nam talia, kart z którą biegnąć chce w parze
Jak palce aniołów, tańczące pod żebrami Co chcą dać impuls, by dostrzec tamte bramy Za którymi, idealnie dopasowani Moglibyśmy być gdybyśmy, się postarali sami Łatwe ciężkie, skomplikowane takie same Na twe miękkie by zagoić, rane dłonie daje Swoje bo są moje a te, Twoje też są to jest Coś co chciałbym mieć, na co dzień i tyle koniec
Przyjdzie nagły, co jest straszny Wszystkie maszty, jak Noe każdy Co stawiałem, zanim czas prysł Każdy się obalił, zanik i światła zgasły Fajny zastrzyk emocji, miałem nie raz Napisane w papierach, dużo gdy szczera Moja myśl kapała, na biel w stertach Których zasypałem zbiorem słów, gdzie puenta jest jedna
Dać radę i tylko tyle, nic więcej byleby tylko tyle Jak motyle lekko na pozostałe, chwile byleby milej Byleby prosto byleby ciągle, byleby dotrzeć byleby dotknąć Byleby pociągnąć byleby uśmiech, na dobre mordo Byleby żyć byleby dożyć, byleby nosić Swój krzyż byleby z nim, iść na szczyt A dosyć byleby odtrącić, bo już o nic To nie mam zamiaru prosić, tylko ja i słuchawki i długopis
Wszedłem, w zakamarki myśli Wszedłem, po omacku w wyścig Wszedłem, nie umiem grać jak sukinsyn Wyjść nie chce, bo przyrzekłem że będę ponad wszystkim.Teksty umieszczone na naszej stronie są własnością wytwórni, wykonawców, osób mających do nich prawa.